Haruki Murakami w swojej książce „Zawód: powieściopisarz” jeden z rozdziałów zatytułował „No to o czym by tu napisać?” W przypadku pracy nauczyciela powyższe pytanie można by przeformułować na: „No to co by tu zrobić na zajęciach?” (ewentualnie: „W jakiej formie przeprowadzić to zadanie?”). Zastanawiam się czasem czy wielu studentów rozważa takie dylematy swoich nauczycieli. (Ba! Czy jest ich w ogóle świadoma!) Być może wielu z nich się nad tym nie zastanawia. Być może myślą, że praca nauczyciela ta po prostu praca, taka bardziej przypominająca pracę rzemieślnika, gdzie nauczyciel siada (o ile w ogóle!), aby przygotować się do lekcji i po prostu składa puzzle z dostępnych mu materiałów. Być może niektórzy nie idą tak daleko – widzą nauczyciela jako tego, który podąża za tym, co podpowiada mu podręcznik (o ile takowy posiada). Myślę, że niewielu studentów jest świadomych tego, że na dobry pomysł trzeba po prostu wpaść. Nie dzieje się to najczęściej w momencie, kiedy tego chcemy, czyli kilka minut przed zajęciami. Najczęściej pomysły na niebanalne zajęcia czy zadania pojawiają się niespodziewanie. Ale trzeba im zapewnić do tego odpowiednie warunki.
Dziś chciałabym podzielić się z Wami tym, jak to jest z tymi pomysłami u mnie: kiedy się pojawiają, w jakich warunkach i co z nich wynika.
* Kategorie mogą wydawać się wzajemnie przenikać. Wynika to z tego, że najczęściej kiedy biegam – słucham podcastów, a kiedy odpoczywam – czytam książki. Choć teraz widzę, że wszystko jest ze sobą połączone: kiedy odpoczywam – biegam, a kiedy biegam odpoczywam!)
Bieganie
Najczęściej pomysły na zajęcia, chociaż nie tylko, rodzą się w mojej głowie podczas swobodnych przebieżek. (Czasem też podczas jazdy na rowerze, ale ta wymaga ode mnie większego skupienia, więc bardziej owocne w tym przypadku jest jednak bieganie). Kiedy mówię o bieganiu, myślę oczywiście o bieganiu po lesie, w ciszy i spokoju, samotnie, kiedy mogę zatopić się we własnych myślach. Często zdarza mi się też podczas biegania słuchać inspirujących podcastów i wtedy jest już niemalże pewne, że z przebieżki wrócę z jakimś pomysłem do wprowadzenia na zajęciach. Często jednak potrzebuję ciszy, aby móc skupić się na tym, co we mnie jest i pozwolić tym wszystkim informacjom i doświadczeniom skrystalizować się w jakiś konkretny pomysł. I najczęściej tak właśnie jest! Czasem dzieje się to na półmetku mojej przebieżki (wtedy reszta czasu upływa mi na usilnej próbie niestracenia tej „złotej” myśli i dopracowania jej), czasem na samej końcówce. Zawsze jeszcze pod prysznicem (prysznic dla wielu jest źródłem inspiracji) staram się myśleć o pomyśle, a następnie spisuję go, aby o niczym nie zapomnieć, co w moim przypadku mogłoby się zdarzyć. Co prawda Haruki Murakami twierdzi, że dobre pomysły nie ulatują, ale ja wolę dmuchać na zimne!
Podcasty
To, że uwielbiam biegać, już wiecie. Najczęściej biegam po lesie i wtedy nie zabieram ze sobą „sprzętu grającego”. Lubię zanurzać się w las, słuchać śpiewu ptaków i nasłuchiwać czy nie skrada się za mną żaden dzik (chociaż on na pewno by się nie skradał tylko natarł na mnie pełną parą!). Czasem trzask gałązek wskazuje obecność sarny. Ostatnio jednak zdarza mi się często biegać po parku. Cztery te same okrążenia po 2 km i mijanie co tydzień tych samych biegających twarzy nie należy do najbardziej ekscytujących przeżyć. Dlatego do parku niemal zawsze zabieram ze sobą dobry podcast. Najczęściej słucham rozmów Marzeny Żylińskiej z zaproszonymi gośćmi w ramach Edukatorium. Czasem decyduję się jednak na wystąpienia moich ulubieńców na różnego rodzaju konferencjach i wydarzeniach. I tak właśnie pewnego jesiennego dnia biegając po parku, słuchałam wykładu Kena Robinsona (kto go zna wie, że jego wykłady gwarantują nie tylko solidną dawkę informacji ale także są doskonałą rozrywką). Ken w pewnym momencie wspomniał o webqueście jako pomyśle na zajęcia. Tyle mi wystarczyło! Niestety dalszej części wykładu nie pamiętam, ponieważ myśl o możliwości wykorzystania webquestu na moich zajęciach z Pisania pochłonęła mnie bez reszty! Pamiętam, że po powrocie do domu spisałam sobie cały pomysł, zarysowałam fabułę webquestu, nawet wymyśliłam dla niego tytuł! Projekt cały czas czeka aż znajdę czas, aby się nim zająć!
(A tak na marginesie: Angela Duckworth, ta od uporu, w jednym z wywiadów wspomniała rozmowę ze swoim przyjacielem, coachem. Rozmowa dotyczyła braku postępów w jej treningach biegowych. Wychodziła na nie regularnie, bo kilka razy w tygodniu, biegała, nie robiła przerw, męczyła się. Postępów jednak nie czyniła. Coach zapytał ją: A o czym myślisz biegając? Ona na to, że o wielu rzeczach. No to już wiesz, skąd brak postępów.
Ja chyba tak jak Angela wykorzystuję bieganie jako sposób do osiągnięcia czegoś innego niż lepsze wyniki!)
Odpoczynek
W moim przypadku jest tak, że z zupełnie inną energią wkraczam w semestr zimowy a z inną w letni. Miesiące wakacyjne są dla mnie czasem, kiedy mogę podsumować swoje działania w mijającym roku akademickim i zacząć szukać inspiracji na ten nadchodzący. Te dwa miesiące pozwalają mi złapać potrzebny dystans do tego, co robię i czasem spojrzeć na swoje działania z innej perspektywy. Czasem sama szukam nowych pomysłów, nowych tekstów na zajęcia a czasem takie teksty znajdują mnie. Tak właśnie było w przypadku „Enigmy” Johna Fowlesa. Szykując się na zeszłoroczne wakacje nad morzem (to można szykować się na wakacje nad morzem? Ano można!), udałam się do biblioteki po kilka ciekawych pozycji, które uprzyjemniłyby mi pobyt na plaży. (W tym miejscu od razu przyznam się, że książka dla mnie to świętość i nie wyobrażam sobie zabrania na plażę pełnej piasku i palców klejących się od olejku pięknej nowej książki, na której na pewno zapisałyby się te wakacje.) Tak więc udałam się do biblioteki. Rok wcześniej wakacje nad morzem upłynęły mi pod znakiem Iana McEwana, którego fragmenty tekstów oczywiście znalazły swoje miejsce na zajęciach z Pisania kreatywnego. Tym razem padło na Johna Fowlesa. Myślę, że gdzieś podświadomie szukałam zbioru opowiadań a Fowlesem byłam zauroczona ze względu na jego „Maga”, którego czytałam jeszcze podczas studiów. Tak więc z biblioteki wyszłam przede wszystkim z „Hebanową wieżą”. Tytułowe opowiadanie przypomniało mi momentalnie klimat „Maga”. Tymczasem opowiadanie się skończyło a ja czułam niedosyt i szczerze mówiąc nie miałam ochoty zaczynać kolejnego krótkiego tekstu. Zestaw książek podróżnych jednak nie pozostawiał wielkiego wyboru. I tak sięgnęłam do „Enigmy”. Przyznam, że początek nie zrobił na mnie wrażenia. Tęskniłam za sensualnym klimatem „Hebanowej wieży”. Jednak pod koniec opowiadania, kiedy Isobel przedstawia detektywowi wizję życia jako powieści, byłam kupiona! Wiedziałam, że to fragment niesamowity, dający do myślenia. A dodatkowo jak pięknie zgrywał się ze słowami piosenki Anity Lipnickiej „Hard land of Wonder”, w której pyta ona: „Am I the river or am I the boat, / possessed or driven by some greater hand?” Dokładnie takie samo pytanie postawiła Isobel. Dodatkowo, motyw dochodzenia do tego, kim był zaginiony, jakim był człowiekiem, co mówiła o nim początkowo rodzina i jaki jego obraz zaczął klarować się po tym, jak uważnie mu się przyjrzano, zainspirował mnie do tego, aby włączyć tę perspektywę do warsztatu przygotowującego moich studentów do pisania własnej autobiografii.
Książki
Książek nie da się czytać ani w biegu ani w ruchu (zawsze można słuchać audiobooków, choć ja zdecydowanie jestem za czytaniem we własnym tempie). Uwielbiam czytać książki, które inspirują mnie do nowych poszukiwań w obszarze edukacji; lubię też te, które pokazują zawód pisarza od kuchni, to dla mnie niezwykle interesujące. Oczywiście nigdy nie jest tak, że biorę do ręki książkę i myślę sobie: tak, to tutaj zaraz znajdę świetny pomysł na zajęcia. Tak nie jest, zresztą chyba nikt nie spodziewałby się, że tak będzie. Najczęściej ciekawe pomysły pojawiają się w momencie, kiedy się tego nie spodziewam (albo kiedy położę się na kanapie z książką w ręku z zamiarem poleżenia, a tu proszę ciekawy fragment! Człowiek musi wstać, udać się po ołówek, żeby fragment taki w książce oznaczyć, oraz po karteczkę samoprzylepną, aby zrobić notatkę i karteczkę przykleić na odpowiedniej stronie, aby fragment taki, broń Boże, nigdzie się nie zagubił).
Pamiętam jak pod koniec października nadal nie miałam sprecyzowanego pomysłu na to, jaki projekt zaproponować moim studentom na zajęciach z Nurtów edukacji alternatywnej. Zazwyczaj w ramach projektu studenci projektowali zajęcia językowe dla swoich uczniów z wykorzystaniem omawianych przez nas alternatywnych nurtów edukacyjnych. Ponieważ jednak od pół roku panowała pandemia i warsztaty nie wchodziły w grę, pomyślałam, że może warto wykorzystać ten czas na głębszą refleksję na temat nauczania i uczenia się. I wtedy, zupełnie nieoczekiwanie, czytając książkę Mikołaja Marceli „Jak nie spieprzyć życia swojemu dziecku”, wpadłam na fragment, w którym Marcela opisywał kurs z metody design thinking, w którym brał udział. O metodzie tej oczywiście słyszałam nieraz, ale sposób w jaki przedstawił ją Marcela spowodował, że coś zaskoczyło a ja od razu wiedziałam, że znalazłam ramy dla mojego pomysłu dla studentów. Zarówno samo zaprojektowanie zadania dla studentów w oparciu o metodę design thinking jak i późniejsze wsparcie studentów w realizacji ich projektów było dla mnie odświeżające i ekscytujące! Wydaje mi się, że czuli to również studenci, którzy z zapałem zabrali się za przeprojektowanie i udoskonalenie swojego najbliższego otoczenia edukacyjnego. Projekty, które powstały w tamtym semestrze, to były prawdziwe perełki!
Konferencje
Ostatnimi czasy ze względu na panującą pandemię nie jestem częstym uczestnikiem konferencji. A konferencje zdalne mają to do siebie, że są inne niż te odbywające się stacjonarnie. Niemniej jednak, jeszcze przed pandemią, byłam dość częstym uczestnikiem różnych konferencji, głównie takich o tematyce edukacyjnej. Zazwyczaj na konferencji jest tak, że jest kilka, dwa, czasem trzy, naprawdę wartościowe wystąpienia, które zostają z człowiekiem na dłużej. Czasem jest to kwestia zbliżonego tematu, którym się zajmuję; czasem trafi się wystąpienie, które mnie zainspiruje, coś podpowie, a czasem takie, dzięki któremu wiem, gdzie dalej szukać. Na takich wystąpieniach, choćby pojawił się na nich jeden malutki pomysł zbieżny z tym, co ja robię, potrafię od razu, na tym konkretnym wystąpieniu naszkicować albo całe zajęcia, cykl zajęć albo zarys badania, które mogłabym przeprowadzić. (Nie da się ukryć, że wtedy reszta wystąpienia pozostaje już poza moją świadomością. Nic jednak na to nie poradzę. Gdybym bowiem nie spisała tego, co zadziało się w mojej głowie po usłyszeniu pewnego pomysłu, pewnie pomysł taki uleciałby tak szybko jak zmieniłabym salę wykładową.) Pamiętam, że kiedyś podczas konferencji naszkicowałam badanie na temat uważności w procesie pisania (a może był to zarys kursu uważności? W każdym razie widzicie, że jeśli było to badanie, nie zostało jeszcze przeze mnie zrealizowane, inaczej pamiętałabym.). Nie jest to jakiś bardzo oryginalny temat. Ale czasem potrzeba tego jednego elementu, który pozwala wszystkim dotychczasowym częściom trafić na właściwe miejsce. I tak właśnie było z tym pomysłem. Pisanie bazuje na uważności; ale dostrzeżenie, że uważność może stać się tzw. umbrella term dla tej czynności pobudziło mnie do stworzenia czegoś więcej niż to, co robiłam do tej pory. I faktycznie – mimo że badania nie zrobiłam, to na moim kursie pisania studenci praktykują uważność, bo umiejętność dostrzegania szczegółów pochodzących ze wszystkich naszych zmysłów jest konieczna dla osoby piszącej. Gdyby nie dostrzeganie tych maleńkich detali, świat przedstawiany w naszych tekstach byłby znacznie uboższy. Zresztą sam Murakami mówi: „Jeśli więc aspirujesz do napisania powieści, rozglądaj się uważnie dookoła.” (str.123) / „(…) zanim zacznie się naprawdę pisać – chyba trzeba przyswoić sobie nawyk dokładnego obserwowania otaczających nas rzeczy i zjawisk.” (str. 103)
W moim przypadku warunkami koniecznymi do wygenerowania naprawdę wartościowych pomysłów jest przede wszystkim ruch, spokojny i zrelaksowany umysł oraz inspiracje (książkowe, podcastowe czy konferencyjne). A czego Wy potrzebujecie, jakie warunki muszą być spełnione w Waszym przypadku, aby pomysły „same do Was przychodziły”?