Odszedł styczeń, nadszedł luty. Jak szybko! Luty od pewnego czasu to dla mnie okres wyczekiwania na światło. A dziś przecież mamy Imbolc, czyli święto światła. Okazja, aby celebrować wygraną światła i stopniowe odchodzenie zimowego mroku.
Jeszcze nie ma siódmej a na moim biurku już pali się świeca. Ma korzenny zapach, ale nie na tyle intensywny, aby wypełnił cały mój gabinet. Jednak to nie jej zapach ale blask mnie dziś urzeka – jej leniwy płomień rozmywa się na nieprzezroczystym, jakby oszronionym szkle świecznika, w którym się znajduje. Światło świec zawsze dodaje magii miejscu, w którym płonie.
O celtyckim Imbolc dowiedziałam się dwa lata temu podczas lektury Zimowania. W tamtym ponurym dla mnie czasie, Katharine May pomagała mi dostrzec iskierki nadziei w tylko z pozoru uśpionym na czas zimy świecie. Razem z nią wróciłam wspomnieniami do pobytu w Szwecji i obchodzonym tam dniu świętej Łucji, czyli święcie światła; świętowałam przesilenie zimowe w Stonehenge; i spróbowałam morsowania (a przynajmniej teorię mam opanowaną do perfekcji). Dzięki niej zaczęłam dostrzegać, że zimą drzewa wcale nie są pozbawione życia. Na ich gałęziach znajdują się niewielkie pączki, zawiązki przyszłorocznych liści, które tylko czekają na moment, kiedy będą mogły otworzyć się na świat.
W salonie na górze pali się niewielka waniliowa świeczka. Umieściłam ją w świeczniku, który swoim kształtem przypomina latarenkę. Przez jego podziurkowaną powierzchnię przesącza się blask świecy, tworząc na ścianie jego kilkukrotne powiększenie. Efekt jest niesamowity.
W tym roku May urzekła mnie swoim Oczarowaniem. Zabrała mnie dokładnie w to samo miejsce, w którym byłam czytając Zimowanie. Tym razem, wraz z Katherine odwiedziłam jej dom w Anglii, ponownie uczyłam się pływać, zgłębiałam sztukę pszczelarstwa, a w górach szukałam widma Brockenu. Ale przede wszystkim miałam okazję ponownie spotkać się z bardzo bliską mi osobą, która dzieli ze mną podobną wrażliwość, zamiłowanie do natury, trudy rodzicielstwa, ale przede wszystkim pasję do pisania, która stała się jej sposobem na życie (choć nie tak od razu).
Po domu rozsiane są jeszcze inne świece, niedawny wytwór hobbistycznych eksperymentów mojej siostry. Są tak piękne, że może się okazać, że przezimują w szafie całe lato i sięgnę po nie dopiero jesienią, aby rozgonić gęstniejący ponownie na zewnątrz mrok. Na razie jednak mamy luty, miesiąc zwiastujący nadejście światła. I choć za oknem jeszcze nieprzeniknione ciemności rozświetlone jedynie mdłym światłem ulicznych latarni, czuję, że świt już blisko.
Katharine pisze z delikatnością i czułością, której nie spotyka się często. Nieustannie w jej pisaniu znajduję spokój, którego tak bardzo potrzebuję. A jednocześnie jej teksty są dla mnie przyczynkiem do refleksji. To pokazuje, jak wielki wpływ ma na nas to, co czytamy. Czytając Oczarowanie uzmysłowiłam sobie, że pisanie jest dla mnie czynnością, w której potrafię się całkowicie zatracić, zapominając o całym świecie. May taką aktywność nazywa głęboką zabawą i pisze o niej tak:
Głęboka zabawa to gąszcz, a nie labirynt; to kręta ścieżka, która nie prowadzi do żadnego celu. Cały sens polega na tym, aby nią iść. Wtedy sami stajemy się drogą. Bez żadnego końca. (fragment Oczarowania)
Ale pisanie to dla mnie często coś więcej niż tylko głęboka zabawa. Moje poranne dziennikowe wolnopisanie już wiele razy pomogło mi przetrwać trudne momenty, także te zimowe. Dzięki niemu mam możliwość praktykowania uważności, zwrócenia uwagi na szczegóły, które tak często nam umykają w codziennym pędzie. Uwielbiam moje mentalne leśne spacery, gdzie na kartach dziennika krok za krokiem ponownie wędruję tak dobrze sobie znaną ścieżką. Dzięki moim dziennikowym wolnopisaniowym porankom jestem w stanie przenieść się w inne lepsze miejsce lub bardziej słoneczny czas, choć tak naprawdę cały czas jestem tutaj, w swoim gabinecie, w samym środku zimy. Ale moje spojrzenie na nią jest już zupełnie inne.
Chciałabym, abyście i Wy mogli przekonać się, jaką moc ma zimowe pisanie. Dlatego poniżej dzielę się z Wami pomysłami na dziennikowe refleksje, które przyszły do mnie właśnie podczas lektury książek Katherine May:
Oduczanie
Nadeszła przerwa zimowa. Czego chciałabyś się w tym czasie oduczyć, aby móc się w pełni zrelaksować? Z których codziennych nawyków chciałabyś zrezygnować?
W poszukiwaniu ukojenia
Co pozwala Ci się wyciszyć i znaleźć spokój? Może to być rzecz, na przykład mały kamień, który lubisz trzymać w dłoni, miejsce, które ma na Ciebie zbawienny wpływ, lub czynność, która Cię relaksuje, na przykład spacery po lesie. Ale równie dobrze może to być chwila z Twojej przeszłości lub rytuał, które kojarzą Ci się pozytywnie. Wybierz jedną taką rzecz i spróbuj opisać ją ze szczegółami, koncentrując się na jej kojącym wpływie na Ciebie.
Zimowa przerwa od…
Zima – przelotne zaproszenie do oderwania się od codzienności.
A od czego zima pozwala odpocząć Tobie?
Zimowanie
Jaką książkę poleciłabyś komuś, dla kogo zima jest trudną porą roku? Dlaczego?
Głęboka zabawa
A co Tobie pozwala się całkowicie zatracić i zapomnieć o całym świecie?
Życzę Wam, aby pisanie stało się dla Was właśnie taką głęboką zabawą!